15 listopada 2009

Przypomnienie wypartych przeżyć

Podświadomość jest jednym ze źródeł naszych wspomnień. Prawdopodobnie w niej utrwalane są przeżycia naładowane emocjami, których nie chcemy pamiętać, bo są bolesne.
Marzenia senne, w których dochodzą do głosu przeżycia wyparte ze świadomości są ważne, gdyż dają wgląd w rozwój naszej osobowości i naszą obecną sytuację życiową. Z takich snów może się wywiązać głęboki kryzys psychiczny, który czasem prowadzi do zmiany całego życia.
Sny pokazują, że nawet wyparte przeżycia z dzieciństwa, których nie potrafimy sobie świadomie przypomnieć, nie zostają zapomniane ani przezwyciężone. Czasami ciężko jest samodzielnie dotrzeć do treści takich snów.  Taka próba może natrafić na silny opór wewnętrzny. Do ich przezwyciężenia konieczna jest często pomoc terapeuty.
Nie każdy tego typu sen wymaga gruntownej analizy. Może się zdarzyć, że już we śnie przeżycia zostają przepracowane i ostatecznie zapomniane. Jeżeli jednak czujemy, że wrażenie lub wstrząs nie mija i podobny sen często się powtarza to powinno się poddać go analizie - samodzielnie lub przy wsparciu terapeuty.

06 listopada 2009

High Hopes



Mnich i wieczność

Pewien człowiek, porzuciwszy marności świata, schronił się do klasztoru. Starał się osiągnąć doskonałość i podawano go za przykład wszystkim mnichom. Ale kiedy był pochłonięty kontemplowaniem Boskiej prawdy, dręczyły go w głębi serca zwątpienia i tęsknota za życiem doczesnym.
Pewnego kwietniowego wieczoru usiadł pod drzewem. Piękne barwy zmierzchu i słodki śpiew słowika przykuły jego uwagę i wypełniły duszę szczęściem. Lecz nagle ogarnęło go zwątpienie właśnie co do wiecznej szczęśliwości w raju.
- Czy nie będziemy się nudzić? - zastanawiał się.
- Kontemplowanie Boga jest rzeczą piękną, zgoda, ale czy nie znużymy się kontemplowaniem Go przez całą wieczność?
Nękany tą myślą i przestraszony jej zuchwałością, zwrócił się do Boga, błagając, by zechciał uwolnić go od tego strapienia. A kiedy modlił się, słuchał jednocześnie kojącego śpiewu słowika.
Ile czasu pozostawał tak pogrążony w modlitwie? Godzinę, dwie? Nie potrafiłby tego powiedzieć. Nagle zdał sobie sprawę, że słońce zaszło i zapanowały ciemności. Wstał i ruszył szybkim krokiem ku klasztorowi, lękając się, że się spóźni.
Lecz kiedy wszedł do refektarza, gdzie bracia zgromadzili się już na wieczerzę, stanął jak wryty, gdyż nie poznał ani jednego z nich. Suknie były takie same, ale zmieniły się twarze.
Także i bracia go nie poznali. Wyszli mu naprzeciw zbici z tropu.
- Kim jesteś? Skąd przybywasz? - pytali.
- Jestem ojcem Bogdanem i należę do tego konwentu - odparł.
- Oddaliłem się ledwie na kilka godzin. Lecz powiedzcie raczej, kim jesteście wy? Nie poznaję nikogo. Można by pomyśleć, że wszyscy mnisi zmienili się w ciągu tak krótkiego czasu, ale to zda mi się niemożliwe. Gdzież jest ojciec przełożony?
Braciszkowie nie wiedzieli co rzec. Patrzyli po sobie i milczeli. Ale nagle jednemu z nich przyszło do głowy odległe wspomnienie.
- Ależ tak - powiedział - niejaki ojciec Bogdan żył w tym klasztorze trzysta lat temu i zniknął w tajemniczy sposób, a nikt nie wiedział, dokąd poszedł dokonać żywota.
Ojciec Bogdan pojął  wtenczas, co się stało. Padł na kolana i błagał Boga o wybaczenie swojego zwątpienia, jakże głupiego i zuchwałego.
Skoro piękne barwy zmierzchu i słodki śpiew ptaka do tego stopnia pochłonęły jego uwagę, że minęło trzysta lat, a on nawet tego nie spostrzegł, jakże mogłoby znużyć go kontemplowanie Boga?


"Legendy chrześcijańskie"

05 listopada 2009

Samobójstwo

Dowiaduje się, że siostra mojego dawnego chłopaka popełniła samobójstwo.
Stoję gdzieś na chodniku. Na terenie oblepionym taśmami, takimi policyjnymi jak na miejscu zbrodni.
Widzę na nich jakieś napisy. Nie mogę sobie przypomnieć jak konkretnie brzmiały. Coś jak "strefa śmierci". W każdym razie mówiły, że tam umierają ludzie.
Chyba jeszcze nie do końca zdaję sobie sprawę gdzie jestem.
Dochodzi do mnie informacja, że tym razem samobójstwo popełnił wspomniany już mój były chłopak sprzed kilku lat. Podobno czuł się winny za śmierć siostry, że to przez niego się zabiła i nękany wyrzutami sumienia dopuścił się tego ostatecznego kroku.
Skoczył z okna.
W tym momencie zaczynam rozumieć gdzie się znajduję. Jestem właśnie pod tym feralnym oknem, z którego skoczył. O Boże! Stoję na tym chodniku gdzie spadło jego ciało. Patrzę dokładnie pod nogi. Widzę ślady tego zdarzenia. Krew i skutki uderzenia o beton, choć zwłoki są już sprzątnięte. Przeszywa mnie dreszcz jakbym poczuła zimny oddech śmierci.
Nie mogę uwierzyć, że to zrobił...