Pochmurny dzień.
Wracam z pracy wolnym krokiem, zanurzona w myślach.
Ślimaki ruszyły na podbój świata. Małe, duże, słabsze, silniejsze. Próbują przejść na drugą stronę chodnika. Staram się omijać ich ślimacze ciałka by nie straciły swej szansy pod moim butem.
Odważyły się wyruszyć by się przekonać...
Wyszły z zielonej trawy i trafią na ruchliwą ulicę tuż przy chodniku. Jeśli dotrwają poczują, że to pewna śmierć. Zimny beton rzeczywistości.
Lepiej jednak, że podejmują ten trud, mają siłę go podjąć. Nie tkwią w niemożności.
Lepiej iść na ślepo niż stać w miejscu. Lepiej zrobić coś i potem żałować, niż żałować, że się tego nie zrobiło. Dobrze poczuć ten wiatr, który pcha nas do przodu.
Czuć sens tego wszystkiego. Nawet gdy się sparzymy i doświadczymy bólu. Kiedy leżymy rozdeptani na drodze życia widząc numer buta winowajcy, którym często sami jesteśmy. W końcu tak się uczymy życia, na własnej skórze, błędach. Ciężko się podnieść. Emocje i cholerne sentymenty utrudniają odrodzenie.
Nie zawsze wychodzi. By być twardym trzeba by chyba wstawić kamień zamiast serca.
Każdy ma swoją drogę. Czasem z niej zbaczamy, nie wiemy, która jest właściwa. To znowu nie to.
I to ciągłe niezaspokojenie ducha...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz